Skip to main content
Print Friendly, PDF & Email

12 obrazów ludowej malarki Katarzyny Gawłowej z Zielonek użyczonych przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie można oglądać w Centrum Integracji Społecznej w  Zielonkach przy ul. Galicyjskiej 17A do 14 października. Wystawa jest dostępna od poniedziałku do piątku w godz. 11.00 – 17.00 i w niedziele w godz. 13.00 – 18.00. Ekspozycję uzupełniają zdjęcia artystki zrobione w jej domu, a także  podczas pamiętnego wernisażu w Muzeum Etnograficznym w Krakowie w roku 1977.  

Katarzyna Gawłowa należy do grona najbardziej cenionych artystów naiwnych; wielu znawców sztuki stawia ją na równi z  Nikiforem Krynickim (Epifaniuszem Drowniakiem). Jej niezwykłe, pełne kolorów i radości obrazy zachwycają i fascynują. Gawłowa urodziła się w Zielonkach i Zielonki wraz ze swym podkrakowskim kolorytem i zwyczajami odcisnęły wyraźny ślad na jej malarstwie. Drugim ulubionym tematem jej malarstwa była religia. Wiecej informacji o artystce w rozwinięciu wiadomości.

 

Katarzyna, z domu Chrzan, urodziła się 14 grudnia 1896 r. w Zielonkach, gdzie spędziła prawie całe swoje życie. Naukę w szkole przerwała, gdy tylko nauczyła się czytać i pisać. Jej rodzice posiadali pięciomorgowe gospodarstwo, na którym ciężko wraz z czwórką rodzeństwa pracowała. Jednak gospodarskie zajęcia wykonywała niechętnie, prawdziwą jej pasją było malowanie. Chodziła też z towarem – mlekiem, jarzynami – do miasta. Za mąż wyszła późno – dopiero w wieku 36 lat, za wdowca z czworgiem dzieci – i przeniosła się do Łęgu. Małżeństwo było szczęśliwe, ale trwało krótko – osiem lat, po śmierci męża w 1939 r. Katarzyna wróciła do rodzinnych Zielonek. Całe życie malowała na ścianach, piecu, suficie – kwiatki, ptaki, zwierzęta, krakowiaków, herody, ludową kapelę, Matkę Boską, Chrystusa, sceny biblijne, świętych i anioły. Odkryta została w 1973 r. przez krakowskiego artystę plastyka Mieczysława Górowskiego i Jacka Łodzińskiego, który na długie lata został wielbicielem jej talentu i artystycznym opiekunem. To on namówił Gawłową do malowania na dykcie, kartonie i tekturze.
To odmieniło jej życie, bo zaczęła malować obrazy. Miała wówczas już 77 lat. W kolejnych latach powstało kilkaset obrazów, pracowała całymi dniami, spieszyło jej się, żeby wylać z siebie to, co nagromadziło się w niej przez całe życie. Coraz częściej odwiedzali ją też ludzie, którym podobały się jej prace. Cieszyło ją to bardzo.
Malowała za pomocą temper. Szczególnym znakiem jej malarstwa jest skłonność do pawich, krakowskich kolorów i biała, płaska twarz postaci. Farb nie mieszała. Swoje obrazy ujmowała w ramy – uważała bowiem, że obrazy zakończone ramami są prawdziwsze i ładniejsze, chociaż ramy nie ograniczały jej malarskiej przestrzeni. Postacie umieszczała centralnie, zabudowywała obraz od centrum do brzegów, dekorowała każde wolne miejsce. Często łączyła wiele wątków tematycznych w jednym obrazie. Lubiła dodawać na nich własne wierszowanki i komentarze, a nawet dedykacje, jak również fragmenty lokalnych przyśpiewek. Urok jej obrazów wynika z intuicji, wrodzonego poczucia piękna, rytmu, estetyki ludowej. Nie wiązał się ze świadomym stosunkiem do problemów artystycznych.
Mimo częstych kontaktów z miastem była „zadziwiająco nieprzemakalna na jego wpływy” (jak to określił Aleksander Jackowski), jej świadomość ukształtowały środowisko, dom rodzinny i Kościół, dlatego była bardzo silnie związana z miejscową tradycją i głęboko wierząca. Jednak jej sądy o świecie, Bogu i świętych były dalekie od ogólnie przyjętych. Miała też swój, specyficznie interpretowany świat wyobrażeń. Dla przykładu, oto jej komentarz do jednego z obrazów: „Pan Jezus ma brodę, jak Ci z Warszawy panowie. Włosy ma długie jak kobieta, wąsy miał, nie golił się. Serce ma ciemne, bo jest mężczyzną. Mężczyzna zawdy coś zmyśli, ma serce twarde. Nie takie czyste. Matka Boska ma serduszko bieluśkie, bo jest czyste! Dlatego czyste, że ją Pan Bóg wybrał dla siebie. No bo była żoną Pana Boga. Urodziła pana Jezusa, ale czysta była. Panienka!”
Najważniejszym wydarzeniem w artystycznym życiu Katarzyny Gawłowej był jej wernisaż w krakowskim Muzeum Etnograficznym w grudniu 1977 r., miała wówczas 81 lat. Tłum gości, cała ściana pokryta szczelnie jej kilkudziesięcioma obrazami, suto zastawiony stół, ksiądz          i kapela z jej rodzinnych Zielonek. „To moje drugie wesele” – powiedziała   i zafrasowała się: – „Maluje, bom się w tym rozkochała, ale boję się, tego wszystkiego bo jak mi Pan Bóg da na tym świecie wszystko, to może na tamtym będę miała niedobrze”.
Zmarła 17 maja 1982 r. w Zielonkach.

 

wwwwystawa_CIS

Skip to content