Cały dom Katarzyny Gawłowej – ściany drzwi, sufit, piec – pokryty był namalowanymi przez nią obrazami. W izbie mieszkali święci na każdą okoliczność, a wokół nich anioły, kolorowe kwiaty, ptaki i czarny kot na stropie. Gawłowa urodziła się i mieszkała w Zielonkach. Była jedną z najciekawszych i najautentyczniejszych artystek ludowych swych lat. Dziś zalicza się ją do grona najbardziej cenionych artystów naiwnych, a jej obrazy wiszą w krakowskim Muzem Etnograficznym obok prac Nikifora Krynickiego.
Gdy miała 77 lat została odkryta przez Mieczysława Górowskiego i Jacka Łodzińskiego. „Pamiętom, jak przyszli panowie żebym skrzyń im sprzedała, a jak uźreli te ściany, to chcieli bym takie same wymalowała. Pan mówił, żebym namalowała to co jest na ścianie, ale ja zaczęłam krakowskie wesele, pięcioro ich było, pani młoda we wianusku i brycka”.
Matka Boska na dykcie
Od tej pory zaczęła malować na dykcie i papierze. To był dla niej najszczęśliwszy okres – malowała całymi dniami, odwiedzali ją ludzie, którym podobały się jej obrazki. Wcześniej nie myślała, że można malować obrazy – przyozdabiała jedynie dom. „Malowałam w nocy, a jak ojcowie rano uźreli, to nic nie mówili, wygnali krowy i kazali mi gnać w pole”.
Tematy swych prac czerpała z najbliższego otoczenia, stąd na jej obrazach pucheroki, herody i ludowe kapele. Bardzo często jej prace inspirowane były religią: przedstawiały Matkę Boską z dzieciątkiem, Pana Jezusa, pietę, świętych, a nawet święta kościelne i wnętrze kościoła. Na swych obrazach pędzlem opowiadała historie – te z ewangelii i z życia wsi – wygnanie z raju, ucieczkę przed potopem Arką Noego, wniebowstąpienie, orkę czy radość wesela. Wolne miejsca wypełniała ptakami i kwiatami, bo jak mawiała „ptaki lubią się kwiatów tsymać”. Swym obrazom malowywała ramy, bo z ramami wydawały się jej prawdziwsze. Często na swych dziełach umieszczała przyśpiewki, własne wierszyki. Malowała temperami na kartonach, dykcie bądź tekturze.
„Obrazki” na wystawie
Gdy zaproponowano jej wystawę w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, nie wiedziała nawet co to wystawa. Słowo to oznaczało dla niej ławę przed ogrodzeniem, gdzie siadało się na pogawędkę z sąsiadami. Dopiero, gdy zaproszono ją do muzeum, pokazano zbiory i dwie puste sale, które czekały na jej „obrazki” przyswoiła sobie nowe dla niej znacznie tego słowa. Od tej pory zaczęła oczekiwać dnia wernisażu jak swego wesela.
Pierwszy i jedyny wernisaż jej prac odbył się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie w 1977 roku – gdy miała 81 lat. Przyszła na niego ubrana w piękny krakowski gorset, na który narzuciła chustę. Czuła się zawstydzona i szczęśliwa taką ilością ludzi, którzy przyszli oglądać jej obrazki. Po powitaniu przez dyrektora muzeum malarki wszyscy goście zasiedli do stołu ustawionego na tle ściany wypełnionej je obrazami.
Wernisaż jak wesele
Cały czas podczas wystawy gościom przygrywała kapela z rodzinnej wsi Katarzyny Gawłowej – Zielonek – prowadzona przez proboszcza. Stół, jak na prawdziwym krakowskim weselu, był przykryty białymi obrusami, na których leżały papierowe wycinanki i bibułkowe kwiaty, zastawiony jak sobie wymarzyła: pełen fantazyjnych lukrowanych pierników, ciast, pączków, odpustowych cukierków.
Po wernisażu Katarzyna Gawłowa powiedziała: „Maluje, bom się w tym rozkochała, ale boje się tego wszytkiego, bo jak Pan Bóg da na tym świecie wszytko, to może na tamtym bede miała niedobrze”. Na wystawie przedstawiono jej 150 najlepszych obrazów, ukazujących różnorodność tematyczną jej prac, bogactwo kompozycji i koloru. Po tej wystawie uznano ją za najautentyczniejszy talent sztuki ludowej ówczesnych lat. Katarzyna Gawłowa żyła i tworzyła w Zielonkach w latach 1896 – 1982.
Małgorzata Kmita-Fugiel
Fot.1 – K.Gawłowa w domu, wł. Muzeum Etnograficznego w Krakowie
Fot.2 – Ucieczka do Egiptu, K.Gawłowa, wł. Biblioteka Publiczna w Zielonkach
Fot.3 – Krakowskie Wesele, K.Gawłowa, wł. Parafia Zielonki
Fot.4 – Zielonki, K.Gawłowa, wł. prywatna