W obyczajach wielkanocnych podkrakowskich miejscowości zachowało się wiele tajemnic dawnego życia wsi. Niektóre mają swe źródło jeszcze w czasach pogańskich, inne wyrastają ze starych, krakowskich tradycji. Palmy, święcenie pokarmów, zwyczaj polewania wodą zna cała Polska. Ale są i takie, które funkcjonują tylko w pojedynczych wsiach, jak na przykład unikatowy zwyczaj chodzenia po pucherach w Zielonkach i Bibicach. Inne znów pamiętają już tylko najstarsi mieszkańcy.
Dawniej obrzędy kultywowano ze specjalnym namaszczeniem. Wielkanoc to najważniejsze i najstarsze święto chrześcijańskie, tym samym najbogatsze w obrzędy, a tradycje związane z Męką i Zmartwychwstaniem Pańskim nierzadko kryją w sobie przejęte przez kościół rytuały związane z dawnym kultem przyrody. Aleksander Brückner wskazuje tutaj wprawdzie głównie na wpływy obce: rzymskie, czeskie, niemieckie – a niekoniecznie własne, pogańskie, chociaż w niektórych obyczajach Wielkanocnych można dostrzec prapoczątki pogańskiego święta zmarłych i prastarej magii urodzaju. Należy do nich na przykład już zaniechane zanoszenie jadła na groby, palenie ogni na granicach wsi i na wzgórzach, zakaz wykonywania pewnych czynności, jak przędzenie, szycie. Święta Wielkanocne, zawsze były hucznie obchodzone w Polce, zawierając w sobie także specyfikę narodową, a w historii Polski element odrodzenia miał szczególne znaczenie.
Chleb i woda czyli „suche dni”
Po radosnym mięsopuście-zapuście, obfitującym w zabawy i tańce, podkrakowska wieś zamierała w zadumie – od środy popielcowej, kiedy podczas nabożeństwa ksiądz posypywał głowy popiołem, nadchodził czas postu i refleksji. Dawniej post traktowano bardzo dosłownie. W okolicy Zielonek jeszcze w drugiej połowie XIX wieku wygotowywano gliniane i kamienne naczynia, by pozbyć się z nich choćby zapachu mięsa. Sklepy mięsne i masarnie były na ten czas zamykane nie tylko w poszczególnych wsiach, ale nawet w całym Krakowie. Powiedzieć, że ludzie żyli w tym czasie „o chlebie i wodzie” nie jest wielką przesadą. Do skromnego menu wliczały się jeszcze jałowe ziemniaki i żur. Zaś do picia samej tylko wody ograniczano się w piątki Wielkiego Postu. Taką – najbardziej restrykcyjną formę postu – zwano tutaj „suseniem”. W dawniejszych czasach w Krakowskiem urządzano nawet na koniec Wielkiego Postu „pogrzeby” znienawidzonego żuru, traktując potrawę ogniem i tłukąc garnki.
Święcenie palm, łykanie bagniątek
Otwierająca Wielki Tydzień Niedziela Palmowa lub Kwietna to zwyczaj przypominający wjazd Chrystusa do Jerozolimy. Święcenie palm zna cała Polska. Dla młodzieży z Zielonek w dawniejszych czasach punktem honoru było mieć najładniejszą i jak największą palmę na Kwietną Niedzielę. Dlatego udawali się wcześniej na podmokłe tereny, gdzie w szuwarach wycinali łodygi, przyozdabiane następnie gałązkami bazi. Henryk Banaś podaje przepis na wykonanie typowej bibickiej palmy z trzcin palmowych i bazi, z trzema krzyżykami z leszczyny, symbolizującymi trzy krzyże na Golgocie, ozdobioną bukszpanem. Ciekawym zwyczajem było połykanie poświęconych młodych bazi (bagniątek), co miało uchronić od chorób gardła. Jest to zwyczaj, który występował na terenie całego kraju. Wierzba z baźkami pojmowana jest jako nosicielka życia, która nabiera dodatkowej mocy odpędzania zła podczas poświęcenia w kościele. Ten obyczaj nawiązuje do dawniejszych praktyk zabezpieczających ludzi od chorób i czarów. Podobnie jak zwyczaj z Bibic, gdzie w Wielki Piątek poświęcone palmy były przybijane do dachu od strony stodoły, co miało zapewnić ochronę przed piorunami. Palmę zmieniano co roku.
Pucheroki
Znany był dawniej staropolski obyczaj uroczystego wprowadzania w Kwietną Niedzielę drewnianego Chrystusa na osiołku do kościoła, czemu towarzyszyły procesje z palmami i oracje pasyjne uczniów szkół parafialnych. Tak czyniono w Krakowie, a także i w podkrakowskich miejscowościach. W Krakowie praktyki tej zakazała kapituła w 1780 roku, gdyż towarzyszące obchodom przyśpiewki ludu i oracje przejęte przez żaczków, zwanych puerami, nabrały z czasem zbyt frywolnego charakteru (w tym zakazano m.in. „wysadzania żaczków w Kwietną Niedzielę do mówienia wierszyków prawie zawsze sensu niemających”[H. Szymanderska, s.18]). Czy ten zwyczaj był żywy w gminie Zielonki – o tym źródła milczą, natomiast owi żaczkowie, studenci Akademii Krakowskiej i krakowskie trupy aktorskie zapoczątkowali przenosiny oracji na podkrakowską wieś, przyczyniając się do powstania zwyczaju pucheroków. Najpierw udawali się po prośbie pod kościoły, z czasem przenosząc zwyczaj na dwory, do zajazdów, karczm i wiejskich chat, wygłaszając zupełnie już dziwaczne, komiczne i pozbawione sensu rymowanki, noszące ślady dawnej poezji sowizdrzalskiej, starych pieśni wielkopostnych, szkolnych gregorianek.
Chodzenie po pucherach w Kwietną Niedzielę kojarzone jest szczególnie z gminą Zielonki, z miejscowościami Zielonki i Bibice, gdzie zwyczaj wciąż jest żywy i podtrzymywany w formie dorocznego Przeglądu Pucheroków. Jak pisze Henryk Banaś, pucheroki od bardzo dawna są w Bibicach. To także przykład, jak tradycje wymarłe w Krakowie przenoszą się na wieś, gdzie żyją po dziś dzień.
W gminie Zielonki tradycyjny strój pucheroka to wysoka stożkowa czapa obklejona kolorową bibułą, dawniej ze słomy, kożuch założony na lewą stronę, przepasany powrósłem, twarz umorusana sadzą, a nawet sztuczne wąsy. Datki od gospodyń zbierano do koszyczka zwanego w Zielonkach „łobiyrocykiem”, a rytm oracji wybijano puchą, długim kolorowym młotkiem.
W latach powojennych pucherok musiał się napracować, aby zdobyć łup, przeciętnie chłopak odwiedzał kilkanaście domów. Musiał wygłosić mowę bez zająknięcia. Walczono także o rewiry działania. Zdobyczą były w tych biednych czasach głównie jaja.
Grzechotki, rzegutki, klekoty i pukawki
Na terenie gminy Zielonki nawiązywano także do prastarych klekotek, używanych w zamierzchłych czasach (jeszcze przed dzwonami). Otóż w Bibicach na Wielki Czwartek chłopcy własnoręcznie wykonywali dwa przedmioty: klekoty i pukawki, w Zielonkach – grzechotki zwane także „rzegutkami”. Od momentu Podniesienia podczas wielkoczwartkowej Mszy Św. aż do rezurekcji, rozlegał się głośny stukot wykonanych z drewna kołatek. Natomiast pukawki z drążonych gałęzi bzu i wierzbowego tłoka służyły do strzelania podczas procesji rezurekcyjnej, a w lany poniedziałek do lania wodą.
Świąteczne porządki i …psikusy
We wspomnieniach Władysława Gwizdały zachowały się obrazy dawnych przedświątecznych przygotowań. Przed wojną większość chałup była drewniana i pobielana na niebiesko w środku i na zewnątrz. Kobiety nogami ugniatały glinę i własnoręcznie bieliły chałupy gaszonym wapnem z farbką „na siwo”. Tymczasem młodzież oddawała się figlom i psotom. Niczym złośliwe chochliki bazgrali na świeżo odnowionych domostwach różne pokraczne postacie, zamalowywali szyby okien nocą, by ich ofiary zaspały na rezurekcję. Z końcem XIX wieku psikusy te należały wręcz do wielkanocnych tradycji. Gospodarz, zwłaszcza mający w domu córkę na wydaniu, mógł się spodziewać, że gdy o poranku otworzy drzwi, wysypie mu się prosto na głowę popiół z podwieszonego garnka, że ktoś wypuści bydło ze stajni, a nawet, że cały wóz znajdzie nie gdzie indziej, ale …na dachu chałupy!
Do późniejszych czasów przetrwało tylko malowanie postaci, o którym wspomina także Henryk Banaś, ale w wyraźnie już złagodzonej formie – jako malowanie na bramie w nocy przed śmigusem „charakterystycznego pajaca przypominającego kogoś z domowników” (H. Banaś, s.16).
Co bogatsi gospodarze urządzali w wielkim tygodniu świniobicie, przygotowując się do świątecznego ucztowania.
Pobożność i czary
Podkrakowska wieś była bardzo pobożna, a Wielkanoc to przede wszystkim święto Zmartwychwstania Pańskiego. W Wielki Piątek modlono się, leżąc nierzadko krzyżem na kościelnej posadzce. W nabożeństwach wielkopostnych brali udział także strażacy ochotnicy, którzy pełnili później wartę przy grobie Chrystusa.
Ale także o Wielkim Piątku można mówić w kontekście starych ludowych wierzeń, jako o dniu zamawiania różnych zaklęć, czarów i rytuałów ochronnych. Wierzono w czarodziejską moc tego dnia, wróżono z pogody.
Święconka
Od czasów staropolskich szykowano się do Wielkanocy, święcąc kołacze, baby i jaja, znano także zwyczaj święcenia w Wielką Sobotę ognia i wody, używanych do odprawiania czarów. Dawniej na dworach i w bogatszych wiejskich chałupach przygotowania świątecznych smakołyków ciągnęły się tygodniami. Obfitość i bogactwo tych specjałów dzisiaj zdumiewa. Dopiero powojenna bieda odmieniła ten obyczaj.
Do wielkosobotniego święcenia w Zielonkach, które wciąż jeszcze mogą pamiętać najstarsi mieszkańcy, zabierano tradycyjnie jaja, dźwigano olbrzymie, kilkukilogramowe bochny chleba, oraz pęta kiełbas, chrzan i sól. Niektóre kobiety zabierały do święcenia nowe obrazy. Z czasem do gminy Zielonki, jak i do innych miast i wsi, weszła moda na mniejsze kosze i ciasta – babki i mazurki. Jaja zdobiono na różne sposoby, ale najczęściej gotując je w wywarze z cebuli. Henryk Banaś pisze o wysączonych z białka i żółtka jajach, na których wzory wyskrobywano ostrym patyczkiem. Zdobieniem jaj zajmowały się dawniej wyłącznie kobiety. Pisanki znane były już w starożytnym Rzymie, a w Polsce od X wieku.
Alleluja!
Na najbardziej uroczystą Mszę Świętą z procesją w Dzień Pańskiego Zmartwychwstania schodziły się tłumy. Trzygodzinnej Mszy Świętej towarzyszył huk grzechotek i wszelkich wystrzałów. Po rezurekcji, można było zacząć spożywać pokarmy. Wielka Niedziela była dniem, w którym wystrzegano się wszelkiej pracy, nie kursowała kolej, liczne na terenie gminy Zielonki młyny stały nieruchome. Mieszkańcy oddawali się modlitwie i posiłkom, zbierając całą energię na świąteczny poniedziałek.
„Śmiguszny” Poniedziałek
Co ciekawe, zwyczaj polewania wodą znany był dawniej tylko w Polsce południowej i środkowej. Na północy i krańcach południowo-zachodnich młodzież chłostała się gałązkami, najczęściej brzozowymi. To zrytualizowana magiczna praktyka zaklinania odpowiedniej ilości opadów, a w przypadku bicia – przekazywania siły witalnej młodego drzewa. Dawniej wodą traktowano tylko młode dziewczęta – najczęściej te, do których się zalecano. W gminie Zielonki, jak wspominają najstarsi mieszkańcy, krzyki oblewanych i gonionych łączyły się w jeden hałas. Przed wojną działało wiele młynów na terenie gminy Zielonki, a potoki i młynówki w szczególny sposób wykorzystywano w śmigusowy poranek. Niejedna dziewczyna w owych czasach była wrzucana do rzeczki lub doszczętnie oblewana nad jej brzegami.
W okolicy podkrakowskiej, zwłaszcza na południu występowały różne postacie śmigusowych przebierańców, takich jak Śmigustnicy, Dziady Śmigustne i Siude-Baby. Na Ziemi Krakowskiej chodzono także z „ogródkiem” lub „ogrójczykiem”, polegającym na obwożeniu przez chłopców figurki Chrystusa Zmartwychwstałego. Do Poniedziałkowych zwyczajów krakowskich należy także Emaus, uroczysty spacer mieszczan krakowskich, który z czasem przerodził się w wielki ludowy odpust oraz święto „rękawki” odbywające się w trzeci dzień świąt i będące prasłowiańską formą obrzędu zaduszkowego, który przybrał postać rozdawania ubogim święconki.
Kultywowanie obrzędów dawało mieszkańcom wsi, uzależnionym od kaprysów przyrody, poczucie bezpieczeństwa, umacniając wiarę we własne siły, skuteczne narzędzia do okiełznywania wrogiej przyrody, pozwalały zabezpieczyć się od wszelkiego zła. Przede wszystkim jednak obrzędy tworzyły i umacniały więzi łączące członków rodziny, grupy lub mieszkańców całej wsi. I tak jest po dziś dzień.
Agnieszka Małyska
Bibliografia
Encyklopedia Staropolska, oprac. A. Brückner, PWN, Warszawa 1990.
H. Banaś, Bibicka pieśń, Bibice 1995.
W. Gwizdała, Nad Białuchą, Zielonki 1983, rękopis znajdujący się w posiadaniu Centrum Kultury Promocji i Rekreacji.
J. Klimaszewska, Doroczne obrzędy ludowe, w: Etnografia Polski Przemiany Kultury Ludowej pod red. M. Biernackiej, M. Frankowskiej, W. Paprockiej, Biblioteka Etnografii Polskiej PAN 1981, t. 2.
T. A. Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu, Warszawa 2006.
T. Seweryn, Tradycje i zwyczaje krakowskie, Kraków, 1961.
J. Smosarski, Oblicza Świąt.
H. Szymanderska, Polska Wielkanoc. Tradycje, zwyczaje, potrawy, Warszawa 1991.
B. Ogrodowska, Święta polskie. Tradycja i obyczaj, Warszawa 2005.
br /